Claudia Krueger

Prasa

Misy dźwiękowe ukoją stresPresse

Po raz pierwszy spotkaliśmy się w 1993 roku. Oboje tłumaczyliśmy na jakimś ważnym spotkaniu. Kiedy na nią przyszła kolej zajęcia miejsca w kabinie, na mównicy stanął pewien młody polski minister, niemal prosto z uniwersytetu. Dla tłumacza horror, bo taki mówi bez opamiętania, zwraca uwagę jedynie na to, aby jak najszybciej odczytać swój tekst. Claudia tłumaczyła jak burza, a ja nawet nie śmiałem kichnąć, by nie rozproszyć jej uwagi. Brawa po wykładzie, na życzenie prowadzącego, były nie dla ministra, lecz dla tłumaczki.

Odtąd wiele razy tłumaczyliśmy razem i choć takiego występu już nie powtórzyła, to wiem, że to potrafi!

Claudia Krueger pochodzi z Brandenburgii, gzie jeszcze w liceum zaczęła uczyć się języka polskiego. ¨Był to dla nas martwy język - mówi dziś - bo wtedy do Polski nie można było jeździć. Chciałam uczyć się czeskiego, ale nie wyszło.¨ Potem były studia w Warszawie, miłość , małżeństwo...

Do Niemiec wróciła prosto na upadek muru berlińskiego. I została. Od 1994 roku mieszka w Kolonii, od roku prowadzi studio ¨Ein-Klang-Raum¨ w Hürth.

Do Polski jednak wraca często, także po to, aby na uniwersytetach w Łodzi i Warszawie szkolić tłumaczy. Do jej klientów należą m.in. Komisja Europejska, Parlament Europejski, ministerstwa i rząd w Berlinie. Za tym co klienci słyszą w słuchawkach kryje się dla Claudii pewna filozofia. Tłumaczenie - twierdzi - odbywa się na wielu płaszczyznach: języka mówionego, języka ciała, pomiędzy ¨duszą a ciałem¨, a także pomiędzy wyobrażeniami i rzeczywistością. Dobra znajomość języka to tylko jedno narzędzie pracy tłumacza. Musi on każdorazowo uwzględnić konkretną sytuację, nastrój ludzi, cel rozmowy. Dopiero wówczas można stworzyć prawdziwą komunikację pomiędzy ludźmi mówiącymi różnymi językami. Pominięcie choć jednego elementu zawsze powoduje to, że przekaz tłumacza będzie tylko częściowy.

Wsłuchanie się w różne płaszczyzny komunikacji - uważa Claudia - wymaga nie tylko stałego treningu. Trzeba przede wszystkim nauczyć się słuchania. A to nie jest łatwe, bo najpierw należy wsłuchać się w siebie samego, nauczyć się odbierać otoczenie wszystkimi zmysłami, nie tylko okiem i uchem. Dotyczy to zresztą nie tylko tłumaczy.

Tego Claudia przez kilka lat najpierw uczyła się sama, w Genewie i Strasburgu, a teraz uczy także innych. Jest nie tylko tłumaczką konferencyjną, lecz także trenerem umiejętności mentalnych. - Przede wszystkim - wyjaśnia - należy pozbyć się stresu, zrzucić z siebie fizyczne i psychiczne napięcia, które gromadzą się przy każdej pracy, nie tylko tłumacza. Punktem wyjścia jest zatem zwalczanie stresu.

Do tego celu, jako kobieta umuzykalniona, Claudia wybrała dźwięk. Że są to akurat misy metalowe wydające dźwięki o różnej barwie i wysokości, jest po trosze przypadkiem. Bawiąc się kiedyś nimi w którymś z kolońskich sklepów stwierdziła, że wywoływane przez nie drgania doskonale przenoszą się na jej ciało. Zainteresowała się tym bliżej i dotarła do szkoły, w której nauczyła się stosowania dźwięku do tego, by odprężyć siebie i innych.

Sprawdziłem to też na sobie.

Położona na ciele misa dźwiękowa, wprawiona pałką w drganie, przenosi owe wibracje fizycznie na ciało, masując w ten sposób każdą komórkę, co bardzo odpręża i dodaje energii. Kombinacje różnych dźwięków powodują, że zapomina się o otoczeniu; zamiast myśleć o kliencie, złym nastroju żony albo zepsutym samochodzie, po krótkiej chwili zaczynamy śledzić w myśli tor zanikającego jednego dźwięku, pojawiającego się innego, tubalną siłę trzeciego i subtelny urok czwartego. W połączeniu z wyraźnie wyczuwalnymi drganiami, które wywołują one w naszym ciele, tworzy to wszystko razem niesamowitą symfonię. Prawdziwy odjazd!

Na takie ¨koncerty¨ chodzę do Claudii, gdy jestem zmęczony, zestresowany, gdy ogarnia mnie niechęć do pracy i ogólny tumiwisizm. Tych 45 minut, czasem nieco dłużej, to jest ¨ten kick¨. Lepszy niż seta i joint, bo nie zostawia kaca, i zamiast zabierać dodaje energii.

Norman Sakiewicz ()

Samo Życie 9(117), 2.05.-15.05.2002
Rubryka: Żyją wśród nas